poniedziałek, 19 października 2009

Szpanerzy i ... nadgorliwcy

Dzisiaj nasz kochany kraj został spowity tumanami. I nie chodzi tylko o mgłę, ale również o kierowców. Mgła jak to przyroda, przychodzi i odchodzi - poradzić na to za dużo nie można. Odwrotnie jest z kierowcami, których edukacja powinna być nieustanna i nachalna, bo jakoś nie widać efektu innego postępowania. Nie jesteśmy wyspiarzami (czyt. anglikami) w związku z powyższym przejrzystość powietrza mamy niezłą przez większą część roku. Zatem gdy na kraj spływa mgła, tak normalna dla angoli, przeżywamy paraliż kraju. Okęcie stoi, bo koszty instalacji systemu naprowadzania samolotów przewyższają sens instalacji urządzeń na kilka dni w roku. Co tam szacunek, splendor itd. gdy do stolicy 40 mln kraju nie da się dolecieć. Tutaj nadal żyjemy w czasach PRL-u i tzw. zachodu u nas nie widać. Ale nie o lotnisku dumnie zwanym międzynarodowym chciałem pisać. Chciałem się podzielić przemyśleniami o bardziej prozaicznej kwestii jaką są światła przeciwmgielne. Jechałem dziś do pracy w korku i zostałem zmuszony do założenia ... okularów przeciwsłonecznych. Powód to oczywiście wściekle czerwone światło przeciwmgielne zapalone przez kierowcę poprzedzającego mnie w korku pojazdu. Nie miał CB, więc twardo żarzył swoją "czerwoną dupą". Jak zacząłem dyskusję na CB, okazało się, że wielu tzw. kierowców nie miało pojęcia, że łamią przepisy drogowe włączając wymienione oświetlenie na terenie zabudowanym. Pomijam przez całkowitą oczywistość klan "szpanerów", którzy używają tych świateł jako wartość podnoszącą ich status na ulicy i w ich głowach. Proszę mnie tu nie katować licznymi odpowiedziami jakie słyszałem, że to dla poprawy widoczności. Przecież możemy wszyscy zacząć jeździć na tzw. długich - będzie jeszcze bardziej jasno i widocznie :) Szpaner ma za mało komórek, aby pomyśleć, że z daleka halogeny (przeciwmgielne przednie) oślepiają zdecydowanie lepiej niż długie, bo niosą się po jezdni. Dlatego używać ich można TYLKO we mgle, gdzie z daleka ich nie widać (czyt. nie oślepiają), a z bliska nie są widoczne dla kierowcy nadjeżdżającego pojazdu. Wróćmy zatem do drugiej grupy kierowców - nadgorliwców. Rozumiem, mgły są u nas rzadko, w związku z powyższym jak jest okazja każdy włącza przeciwmgłowe, aby popatrzeć na lampki kontrolne na desce rozdzielczej. Proszę tylko wszystkich kierowców o wzięcie pod uwagę innych ... oraz Siebie. W mieście jest zakaz używania świateł przeciwmgłowych - pamiętacie o tym jak w nocy wpadacie do miasta i wyłączacie ... światła długie. Oba mają ten sam status na terenie zabudowanym - są zabronione. Mieszczuchy jednak o tym zapominają i jarzą się jak choinki. Pal diabli jeśli faktycznie jest ostra mgła i odległości między samochodami są znaczne. Chwała - nie się wszyscy palą i wsio widać, ale na Boga, zgaście je w korku !!! Jak widzisz samochód przed Tobą - to tak samo widzi Cię gość za Tobą. Teraz pomyśl co się będzie działo jak przed tobą zapalą Ci czerwoną jarzeniówkę. Zaczynasz się mrużyć, uciekać wzrokiem, a po chwili jesteś mocno zmęczony. A teraz pomyśl, gdy przed Tobą nie jest osobówka, ale Jeep na wysokim zawieszeniu. To światło nie wali już po zderzakach, ale po brwiach kierowcy za Tobą. Tak właśnie dzisiaj jechałem 20 minut w korasie i kląłem na czym świat stoi. Na szczęście w schowku miałem okulary przeciwsłoneczne. Miałem okazję wysłuchać przez CB dwóch sposobów na takich kierowców - wyprzedzenie i włączenie światła przeciwmgielnego w wyprzedzonego lub włączenie długich w czasie jazdy za nim. Oba mi się nie podobają, niestety mój ze zwróceniem uwagi nie mogłem zastosować, bo korek był kroczący - nie miałem jak wyskoczyć i poprosić o kawałek kultury na jezdni.

Panowie i Panie - dość nadgorliwości. Jeśli jesteś na pustej drodze pal światła do skutku, w korku daj sobie spokój ze szpanerstwem lub nadgorliwością i zgaś przeciwmgielne. Nie jesteś sam, bo inni wyrabiają sobie na pewno negatywną ocenę, że mam chama przed sobą.

piątek, 9 października 2009

Interia czyta, ale nie dziękuje

Dzisiaj się uśmiałem do reszty z Portalu INTERIA. Przeczytałem z wielkim zainteresowaniem artykuł o wygranej naszej tenisistki Agnieszki Radwańskiej w ćwierćfinale z Jeleną Dementiewą. Trzymam kciuki Aga ! Mój śmiech jednak nie polegał na radości z wygranej, lecz indolencji piszącego artykuł. INTERIA wygląda na poważny portal, ale treść ich artykułów czasami to pusty śmiech. Dwa urywki artykułu abyście lepiej zrozumieli :
Agnieszka Radwańska wygrała z Jeleną Dementiewą 7:5,6:3 w ćwierćfinale ....
Chwilę dalej czytam :
Jej rywalką w sobotę będzie Francuzka Marion Bartoli albo Rosjanka Jelena Dementiewa.

Wow, od tej chwili moje oczy dostały oczopląsu, zwoje mózgowe zaczęły się przegrzewać. Myślę sobie, człowiek się wiecznie uczy - jak nic teraz w tenisie wprowadzili rozgrywki grupowe i po przegranym ćwierćfinale można i tak być w półfinale. Piszę komentarz o wpadce autora i odświeżam artykuł po jakimś czasie. Oczywiście nie byłem pierwszy i nie miałem takiego celu :) Komentarze innych były fajne np. "w finale też zagra ponownie z Dementiewą" , albo "Ale ta Dementiewa to daje d...y i ma dojścia" etc.

INTERIA - "poważny" portal, oczywiście szybko wychwytuje błąd i wstawia poprawiony artykuł.

Teraz krótkie podsumowanie:
1. Internet, a szczególnie użytkownicy to potęga - wyłapują wszelkie pomyłki w mig i szybko bezpretensjonalnie zwracają uwagę
2. Portale szybko reagują - chwała im za to
3. Dziękuję dla ludzi, którzy to zauważyli to krowa zjadła. Po co ? Teraz przecież komentarze pod artykułem wyglądają prawidłowo, tzn. brać internetowa to idioci. Przecież w artykule nie ma żadnej pomyłki, o co im chodzi z tymi komentarzami ? Już czuję minę zdziwienia moderatorów o co chodzi komentatorom do artykułu.

Panowie z INTERII, a przecież wystarczyło na koniec poprawionego artykułu dodać jeden prosty akapit do Waszych czytelników:

DZIĘKUJEMY ZA INFORMACJE O BŁĘDZIE. ARTYKUŁ POPRAWIONY DZIĘKI WAM.

Jako użytkownik i czytelnik portalu bym się poczuł lepiej, a tak jestem jednym z idiotów dziwnego komentarza pod "artykułem" w nowej wersji :(