Zbierałem się do tego zakupu 3 ... 5 lat. To kawałek czasu. Nigdy nie starczało odwagi i czasu. W końcu podjąłem decyzję, że wcześniej osiwieję, a nie kupię - więc ... kupiłem. Nie jestem fanem ścigaczy (szlifierek), chciałem prosty do bólu motor na dojazdy do roboty. Mój wybór padł na chiński, o przepraszam ... polski motor Romet RM 125. Tak wiem, zaraz będzie kupa uwag, że największy badziew. Powiem krótko, jaka cena takie rozwiązanie, ale ... w dobrą stronę. Kupiłem najtańszy bo nie wiedziałem, czy za miesiąc powiem dość. Ryzyko to tylko koszt motora i nie wielka strata jeśli sprzedam, więc po co od razu wydawać grube tysiące. A teraz po kolei: Motor kupiłem poprzez Allegro w Pil-Marze. W sumie jak się wyliczy transport u innych, Pilmar wychodzi najtaniej. Za cały motor z transportem zapłaciłem 2899 zł. Miałbyć o 17:00, ale palący się Solaris w Warszawie obwalił transporty z Pilmaru (3 kursy do Warszawy akurat w ten dzień) i motór zajechał do mnie o 22:05. Ciemno, więc pierwszy dzień zero przyjemności i radości - zapłaciłem fakturę, odebrałem dokumenty i odprowadziłem świeżaka do garażu. Teraz trochę prywaty: Moja radość wielka, spowrotem po 10 latach będę jeździł na 2 kółkach. Miałem przez 3 lata jazdę na Romet Chart (motorower) i bardzo się wtedy jako dzieciak tym bawiłem. Zatem w duchu radość, na zewnątrz powaga i zero uciechy .... z powodu żonci. Ona bardzo przeżywa moją decyzję i mam od wczoraj "ciche dni". Rozumiem ją i czekam, wiem, że mnie bardzo kocha i po prostu miała za dużo znajomych co na motorach już "wąchają kwiatki od spodu". Jakoś to będzie, jak po grudzie, ale się jej nie dziwię. Jedyne rozwiązanie jakie znam to pokazać jej, że kilka sezonów minie bez problemów i zmienić jej zdanie o motorach. Nie jestem fanem szybkiej jazdy, szaleństw na jednym kółku. Fakt, że nie trzeba tak jeździć i można zaliczyć wypadek, ale losu się nie wybiera. Wracając do tematu, rejestracja 113 zł, ubezpieczenie PZU OC bez zniżek 73 zł i wio. Teraz trochę o moim nowym nabytku. Poczytałem na forach opinię tych co nie jeździli - chłam, tych co mieli - że nie może być nic lepszego za tą cenę i kilka uwag do kupujących. Wszystko przyjąłem do serca i zacząłem od sprawdzenia wszystkich śrubek po skręcieniu przez Romet. Efekt moich wypocin to:
- Regulacja lampy oświetlenia - waliła pod nieboskłon niemiłosiernie. Nie wiem dlaczego, ale ilośc kabli za lampą uniemożliwiała racjonalne obniżenie poziomu światła. Lampa rozkręcona, bo myślałem, że mi żarówkę odwrócili. Ale nie, dobrze siedzi - zatem feler w kablach i braku opuszczenia. Walka z ułożeniem kabli i lampa świci na ulicę, a nie w chmury.
- Luźna rączka gazu - po prostu się kręciła na kierownicy, pomimo całkowitego skręcenia wkrętów - tutaj zabawy trochę więcej. Dołożyłem obwodu kierownicy kilkoma owijkami izolacji. Dopiero na to nałożyłem manetkę gazu i skręciłem Efekt - mam jedyną w rodzaju niebieską opaskę na kierownicy, ale manetka ani drgnie :)
- Obroty wolne to inny świat - na razie nigdy nie wiem, kiedy motór zgaśnie. Nie dotykam bo na dotarciu kompletnie nie warto w to się bawić - obroty są różne w zależności od humoru i ciepłoty silnika. Tak ma być na dotarciu i nie wnikam.
Dzisiaj przyjechałem nim pierwszy dzień do roboty. Gęba zmarźnięta, ale uśmiechnięta. Spałem 40 minut dłużej, jechałem 25 minut w korkach (autem o tej porzez zaliczyłbym 40 minut) - problemu z zaparkowaniem w Centrum nie było. Efekt bezcenny. Przygód nie miałem, nie kręcę go na obroty, bo ma się dotrzeć spokojnie - 50km/h to był maks. Dzisiaj zgodnie z uwagami z forum wymiana oleju po 50 km. Podobno płyną opiłki z silnika - sprawdzimy. Nie ma co oszczędzać na początek, bo potem się załuje. Silnik nie wygląda na przesilony, więc mam nadzieję, że pochodzi do końca. Do roboty codziennie mam 25 km w jedną stronę, więc daje mu 2 latka. Potem się zobaczy co dalej.
Kask dołączony do motoru to badziew do kwadratu, więc teraz pracuję jak najszybciej nad odpowiednim strojem, aby nie marznąć i mieć jakieś zabezpieczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz