Dzisiaj chcę się z Wami podzielić wrażeniami z zakupionej kamery HD Canon HF 10. Aby nie zatrzymywać śpieszących się powiem krótko - zdecydowanie polecam. Teraz Ci co chcą więcej szczegółów. Kamera sama w sobie jest kapitalnie mała, lekka, ale zarazem rozmiarów, które umożliwiają swobodne nią operowanie. Można ją było zrobić mniejszą (brak dysków - wszystko zapisuje się w pamięci), ale wtedy na pewno nie byłaby tak poręczna. Wielkość jest taka, że weszła mi do futerału po aparacie cyfrowym - ten poszedł na półkę. Jakość pracy - bez zarzutu. Aby nie było, że wszystko jest takie super hiper to przynajmniej dwie uwagi:
1. W standardzie wyłączony był zoom cyfrowy - maks był 4 krotny. Dopiero potem "odkryłem" 200x cyfrowy - wiem to moja wada, najpierw kamera i zabawa, potem instrukcja. Ale szczerze nie rozumiem, czemu z default jest wyłączona opcja
2. Bateria w standardzie jest dla mnie za słaba - na 16 MB karcie można nagrać 2h w jakości Best HD. Bateria wytrzyma 57 minut.
Zalety są oczywiste : lekkość, brak mechanicznych elementów, taniość kart - dokupiłem od razu dwie, także mam zapas na 6h filmów w najlepszej jakości. Cena karty po około 150 zł (musi mieć szybką transmisję). Jakość obrazu i nagrań jest rewelacyjna - po prostu nie mam nic do dodania - jestem amatorem i nagrania dla mnie po prostu the best.
Teraz krótka uwaga odnośnie nowego modelu HF11 - jak dla mnie to pomyłka aby go kupować, bo główna różnica to ... 32GB wbudowanej pamięci, czyli dodatkowa karta za 150 zł, a różnica w cenie ponad 500 zł. Zdecydowanie polecam zakup HF10 + dodatkowa karta.
Zdecydowanie polecam.
Aktualizacja : Znalazłem dla mnie pierwszą wadę - jak dla mnie kamera ma zbyt daleki obiektyw - jestem laik, więc piszę co rozumiem. Jak robię ujęcie przez stół, to muszę się bujać na krześle do tyłu, aby nakręcić to co mnie interesuje. Jak tego nie zrobię, to nie mam planu tylko filmowaną "gębę" na cały ekran.
poniedziałek, 1 grudnia 2008
czwartek, 6 listopada 2008
Dzielenie plików MKV - Linux
Ponieważ zakupiłem kamerę HD - z czasem opiszę wrażenia pracy z nią, zmuszony sytuacją chciałem podzielić plik MKV (popularny standard Matrioska do przechowywania plików między innymi HD) na mniejsze aby dały się wypalić na DVD. Ponieważ powstawały mi filmy wielkości 20GB, to nawet DVD DL (Double Layer) nie dawał rady. Windows nie mam, więc trzeba było czegoś poszukać na Ubuntu. Wbrew pozorom ciekawym rozwiązaniem jest oprogramowanie konsolowe o nazwie MKVTOOLNIX. Narzędzie dostępne jest z repozytorium Ubuntu - instalacja poprzez Synaptic banalna. Potem zostaje już tylko wejść do katalogu, w którym mamy kobyłę do podzielenia i wykonać komendę uruchamiającą program dzielący
mkvmerge -o output_file.mkv --split 4480M input_file.mkv
Krótkie wyjaśnienie :
-- split oczywiście dzieli plik na zadany rozmiar. 4480 idealnie pasuje na jednowarstwową DVD-R.
Program samodzielnie dodaje kolejne numery do tworzonych plików, zatem nie musicie się martwić o rozróżnianie plików powstajacych po podziale.
mkvmerge ma wiele innych opcji - polecam man mkvmerge.
Ja potrzebowałem tylko rozdzielacza, ale mkvtools to zestaw narzędzi, zatem polecam poznanie całego spektrum narzędzi zawartego w tym pakiecie do zabawy z plikami MKV.
Pozdrawiam.
mkvmerge -o output_file.mkv --split 4480M input_file.mkv
Krótkie wyjaśnienie :
-- split oczywiście dzieli plik na zadany rozmiar. 4480 idealnie pasuje na jednowarstwową DVD-R.
Program samodzielnie dodaje kolejne numery do tworzonych plików, zatem nie musicie się martwić o rozróżnianie plików powstajacych po podziale.
mkvmerge ma wiele innych opcji - polecam man mkvmerge.
Ja potrzebowałem tylko rozdzielacza, ale mkvtools to zestaw narzędzi, zatem polecam poznanie całego spektrum narzędzi zawartego w tym pakiecie do zabawy z plikami MKV.
Pozdrawiam.
środa, 22 października 2008
Remonty dróg
Ponieważ mieszkam pod Warszawą, a w niej pracuję, muszę dojeżdżać. Komunikacja miejska nie za bardzo działa z powodu korków, więc transportuję się uparcie samochodem z powodów czasowych. Mam do pokonania sławetne warszawskie mosty, co powoduje, że skrupulatnie obliczam czas dojazdów i wszelkie opóźnienia powodują ugrzęźniecie w jeszcze większych korkach - staram się być przed nimi. Mam swoje utarte szlaki i na jednym z nich mam remont. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie to, że remont się opóźnił - miał się skończyć w wakacje, trwa nadal. Jeśli znasz Warszawę, to wiesz co to "mała Radzymińska" i wiadukt kolejowy. Firma prowadząca remont dała ciała i remont samej konstrukcji wypadł jej w październiku, zamiast we wrześniu. Obsuwa, trudno się mówi - wywalili duży transparent na moście, że przepraszają za utrudnienia - oczywiście nie zapominając o większym logo firmy, niż przeprosinach - w końcu musi się to opłacić - darmo reklama nazwy firmy, z niby przeprosinami. Kto za to będzie płacił, przecież to dla klientów przeprosiny a nie reklama. Urząd Miasta powinien się tym zająć i ściągnąć odpowiednią opłatę. Ale do rzeczy, powiesili na mojej trasie informacje o objeździe. Pomimo zaklejenia odczytałem, że utrudnienia czekają mnie od czwartku 23 października. Zaplanowałem wcześniejsze wyjazdy i nawet w myślach pogratulowałem im dzisiaj (22 października) odsłonięcia tablic o objazdach, bo to kierowcy zostaną poinformowani wcześniej, może wybiorą inne objazdy - pełna kultura. Kultura trwała do momentu dojechania do nieszczęsnego wiaduktu - w poprzek drogi barierki, zakaz wjazdu i pełna konsternacja. Czy mi się kalendarz pojarał, rany w czwartek mam ważne spotkanie, nie mogę się spóźnić, a tu czeka mnie ewidentna nadkładka drogi, opóźnienia ... korki. Już klnę na siebie, z ciekawością mijam powoli przejazd kolejowy i patrzę co się dzieje za barierkami. Każdy chyba wie co się dzieje na opóźnionych budowach - wrze, tutaj po staremu ... czyli nic. Receptory znalazły w mózgu kieszeń z dniami i kolejny przebłysk inteligencji wykwitł na mojej twarzy - moment, przecież to środa 22 października. Teraz nastąpiła już tylko nie cenzuralna część komentarzy, więc ich nie przytoczę. Niech szlag trafi firmę, która pisze na tabliach o objeździe datę obowiązywania od 23 i zamyka trasę 22. Niech szlag trafi firmę, co ma opóźnienia i przeprasza kierowców transparentem wielkości mostu, gdzie najlepiej widać logo firmy. Niech ich po prostu szlag. Oczywiście wyrzucony na Radzymińską dużą, 30 minut jechałem w przeciwym kierunku do Wisły. Spóźnienie w robocie, kupa nerwów, spalonej darmo benzyny. A jak zobaczyłem tablice odsłonięte dzień wcześniej to jeszcze ich chwaliłem za zapobiegliwość i przekaz informacyjny - dobrze, że tylko w myślach. Polska rzeczywistość ....
P.S. Najważniejszym newsem dnia jest, że nie zrobimy wszystkich autostrad a tylko 2/3 z zaplanowanych - ja nie mam pytań dlaczego. Dzięki takim firmom właśnie jak tej co remontuje wiadukt kolejowy na Radzymińskiej. Nazwy specjalnie nie podaję, bo każdy czytał ją na darmowej reklamie "przepraszającej".
P.S. Najważniejszym newsem dnia jest, że nie zrobimy wszystkich autostrad a tylko 2/3 z zaplanowanych - ja nie mam pytań dlaczego. Dzięki takim firmom właśnie jak tej co remontuje wiadukt kolejowy na Radzymińskiej. Nazwy specjalnie nie podaję, bo każdy czytał ją na darmowej reklamie "przepraszającej".
poniedziałek, 22 września 2008
CYFRA+
Tak, jestem użytkownikiem tego medium transmisji TV. Od lat wielu. Zazwyczaj staram się nic nie zmieniać, ale kiedyś, ze 2 lata temu zakupiłem nowego Fergusona i odłożyłem na półkę firmowego Pioneer'a. Ostatnio w związku z szerokim piractwem kart, Cyfra zdecydowała się na zmianę systemu szyfrowania oraz wymianę kart dekodujących. Tia, miało być łatwo, poszło jak zwykle. Czekałem grzecznie, zaliczyłem dwie rozmowy na infolinię, że karty brak - "Proszę uzbroić się w cierpliwość, na pewno Poczta zawala" - usłyszałem. Mijały kolejne dni, od znajomych z sąsiedniego domu dowiedziałem się, że ich karta już dawno przyszła. Poluję na pocztę, bo w końcu po co mieć ją na bieżąco - listonosz fatyguje się raz na 2 tygodnie. Przyszła ... poczta, karty nie ma. Dzwonię na infolinię i tym razem zaczynam przebąkiwać, że pewnie już nie dojdzie, jak mogę załatwić temat, aby z końcem miesiąca mieć TV ? "Proszę pojechać do Autoryzowanego Dystrybutora i tam odebrać kartę". Cool - jadę z terminalem, bo przemiła Pani uświadomiła mnie, że bulę 10 zł miesięcznie od 2 lat za terminal na szafie. Pojechałem do Carefour na Głębocką w Warszawie, bo adres z Łabiszyńskiej (znaleziony na stronie CYFRA+) był nieaktualny. Uwaga - punkt jeszcze się nie uruchomił, ale jest już na stronie. Walczą o tą ilość punktów czy co ? VOBIS - przemiły Pan zaczyna moją obsługę - wsio bez problemów, pierwsza klasa, aż do momentu gdy pokazuje mi na ekranie, że nic nie załatwię ... bo jestem dłużnikiem. Gula w gardle, rumieniec na twarzy i telefon w garści. Ponieważ nie lubię być wałkiem dzwonię na infolinię przy sprzedawcy, bo jakoś mi ulży jak się nie będę tłumaczył dwa razy.
- Hallo, proszę podać numer klienta
- podałem numerek, dane, adres
- W czym problem ?
- Jest tu i tu, pisze że jestem dłużnikiem, a od ponad 3 lat płacę poprzez Polecenie Zapłaty. Ostatnia wpłata też wyjechała z konta, zatem o co chodzi ???????
- Hm, hm ,,,, Pani chrząka, duma i wypala - Pan nie jest dłużnikiem, wszystko jest pięknie płacone.
- To co mam robić, bo Wasz system u AD (Autoryzowanego Dystrybutora) pisze, że nie płacę ?
- Chwilka ......, - Pani znowu coś tam myszkuje po klawiaturze i mnie dobija - No tak faktycznie w systemie jest Pan dłużnikiem ....-
- ???????????????? -
- ........ w październiku na 79 zł - kończy z wyraźną ulgą Pani na infolinii.
Moje zwoje mózgowe zaplatają się coraz bardziej, obłędny wzrok biega po suficie - na raz olśnienie
- Ale przecież mamy wrzesień !!! Jak mogę być dłużnikiem za październik ?-
- No bo wie Pan, nasz system robi to awansem -
-K5$v&1!_
Reszty możecei się domyśleć. Dużo mojej złości - dużo niemocy Pani z infolinii i w końcu celem zrzucenia rozmowy, co zawala statystyki na infolinii, kazano AD skierować się na infolinię dla Dystrybutorów. Tam czekaliśmy 30 minut na połączenie, a w efekcie końcowym uzyskaliśmy odpowiedź, że powinno się dać oddać tuner pomimo tego kłopotu z zadłużeniem. Oczywiście to teoria, praktyka blokowała system. Wtedy wpadłem na genialny pomysł, że będę jeszcze większym dłużnikiem i poprosiłem o wymianę starego sprzętu na HD PVR. Pan z Vobis bardzo się ucieszył, bo może załatwić smutnego klienta, a i sprzedaż zaliczy. Tutaj znowu szok, sprzedaż zablokowana ... bo trwa wymiana kart na nowe. Pytam kolejną Panią z infolinii co ma jedno do drugiego, a ona na to, że tak jest i tyle. Sprawy koniec końców nie załatwiłem, tunera nie oddałem, nie wymieniłem, a nową kartę pobrałem w innym AD, gdzie Pan na szczęście nie miał komunikatu przy pobieraniu nowej karty o mojej zaległości - nota bene CAMELEON się nowa karta nazywa.
Teraz jak zwykle podsumowanie : Fakt pierwszy - Polecenie Zapłaty - fajna rzecz. Nie pamięta się o rachunkach, a zablokować płatność zawsze można. Ale można być dłużnikiem wprzód dzięki temu w niektórych firmach. Fakt drugi - wymiana kart powoduje zatrzymanie sprzedaży nowych usług - lamerstwo jak dla mnie w pełnej krasie. Czyli miesiąc sprzedaży w plecy - mnie to wisi, właścicielom tej firmy nie powinno. Fakt trzeci - okazało się, że cyrograf mam w systemie do lutego 2009, pomimo tego, że umowę zawierałem ponad 4 lata temu. Albo ktoś zalicza sobie sprzedaż na moich plecach, albo umowa ma fajne kruczki. Nie analizowałem - nie chciałem już bardziej podnosić sobie ciśnienia. Fakt czwarty - zamówiłem kanały HBO w "n" nabijając kabzę konkurencji, Cyfra idzie u mnie do piachu już niedługo. Jak łatwo tracić lojalnych klientów, płacących poleceniem zapłaty, nie zgłaszających żadnych roszczeń .... przez głupoty.
- Hallo, proszę podać numer klienta
- podałem numerek, dane, adres
- W czym problem ?
- Jest tu i tu, pisze że jestem dłużnikiem, a od ponad 3 lat płacę poprzez Polecenie Zapłaty. Ostatnia wpłata też wyjechała z konta, zatem o co chodzi ???????
- Hm, hm ,,,, Pani chrząka, duma i wypala - Pan nie jest dłużnikiem, wszystko jest pięknie płacone.
- To co mam robić, bo Wasz system u AD (Autoryzowanego Dystrybutora) pisze, że nie płacę ?
- Chwilka ......, - Pani znowu coś tam myszkuje po klawiaturze i mnie dobija - No tak faktycznie w systemie jest Pan dłużnikiem ....-
- ???????????????? -
- ........ w październiku na 79 zł - kończy z wyraźną ulgą Pani na infolinii.
Moje zwoje mózgowe zaplatają się coraz bardziej, obłędny wzrok biega po suficie - na raz olśnienie
- Ale przecież mamy wrzesień !!! Jak mogę być dłużnikiem za październik ?-
- No bo wie Pan, nasz system robi to awansem -
-K5$v&1!_
Reszty możecei się domyśleć. Dużo mojej złości - dużo niemocy Pani z infolinii i w końcu celem zrzucenia rozmowy, co zawala statystyki na infolinii, kazano AD skierować się na infolinię dla Dystrybutorów. Tam czekaliśmy 30 minut na połączenie, a w efekcie końcowym uzyskaliśmy odpowiedź, że powinno się dać oddać tuner pomimo tego kłopotu z zadłużeniem. Oczywiście to teoria, praktyka blokowała system. Wtedy wpadłem na genialny pomysł, że będę jeszcze większym dłużnikiem i poprosiłem o wymianę starego sprzętu na HD PVR. Pan z Vobis bardzo się ucieszył, bo może załatwić smutnego klienta, a i sprzedaż zaliczy. Tutaj znowu szok, sprzedaż zablokowana ... bo trwa wymiana kart na nowe. Pytam kolejną Panią z infolinii co ma jedno do drugiego, a ona na to, że tak jest i tyle. Sprawy koniec końców nie załatwiłem, tunera nie oddałem, nie wymieniłem, a nową kartę pobrałem w innym AD, gdzie Pan na szczęście nie miał komunikatu przy pobieraniu nowej karty o mojej zaległości - nota bene CAMELEON się nowa karta nazywa.
Teraz jak zwykle podsumowanie : Fakt pierwszy - Polecenie Zapłaty - fajna rzecz. Nie pamięta się o rachunkach, a zablokować płatność zawsze można. Ale można być dłużnikiem wprzód dzięki temu w niektórych firmach. Fakt drugi - wymiana kart powoduje zatrzymanie sprzedaży nowych usług - lamerstwo jak dla mnie w pełnej krasie. Czyli miesiąc sprzedaży w plecy - mnie to wisi, właścicielom tej firmy nie powinno. Fakt trzeci - okazało się, że cyrograf mam w systemie do lutego 2009, pomimo tego, że umowę zawierałem ponad 4 lata temu. Albo ktoś zalicza sobie sprzedaż na moich plecach, albo umowa ma fajne kruczki. Nie analizowałem - nie chciałem już bardziej podnosić sobie ciśnienia. Fakt czwarty - zamówiłem kanały HBO w "n" nabijając kabzę konkurencji, Cyfra idzie u mnie do piachu już niedługo. Jak łatwo tracić lojalnych klientów, płacących poleceniem zapłaty, nie zgłaszających żadnych roszczeń .... przez głupoty.
wtorek, 16 września 2008
Prywatne żłobki
Dziś, zupełnie z innej beczki. Nic o komputerach, ani Ubuntu. Dzisiaj o dzieciach, a właściwie o chorobach.
Mam tę radość być ojcem trójki wspaniałych córek(7,3,1). Najmłodsza z nich była w żłobku. Zmuszeni sytuacją oddaliśmy ją do prywatnej instytucji, wcześniej ją oglądając etc. Wszystko wyglądało w miarę dobrze - jak to na początkujący żłobek przystało, nie za dużo sprzętów, ale odnowione pomieszczenia, ekipa z werwą.
Po wakacjach uznaliśmy, że dobrym rozwiązaniem będzie oddawanie córy na coraz dłuższy czas do żłobka, aby się stopniowo aklimatyzowała. Pierwszy dzień tylko 1 h, potem 3h i w piątek cały dzień. Oczywiście nie obyło się bez płaczu. Dziecko zaczęło oponować, ale każdy kto oddawał dziecko do przedszkola lub żłobka wie, że tak musi być. Trzeba to przetrwać i nie zaogniać długimi pożegnaniami. Tak więc odnośnie rozstań, chyba sobie poradziliśmy. W piątek po południu, wszystko się zaczęło. Wymioty, osłabienie - dzieciak po prostu lał się przez ręce. Ponieważ to trzecie dziecko - objawy znane - decyzja wirus Rota. Ważne aby piła. Męczarnie, nie przespane noce i we wtorek dziecko wraca do żłobka. Żona na skraju wyczerpania, bo 1,5 roczne dziecko nie za wiele mówi i rozumie. Rozmowa z panią dyrektor dlaczego nas nie było w poniedziałek i informacja .... ,że to nic dziwnego, bo w zeszłym tygodniu wszyscy w żłobku chorowali. Jak siekierą przez łeb, ale wtedy nic jeszcze do mnie nie dotarło. Zadowolony, że udało mi się dostać w mocno obleganym żłobku, puściłem informację koło uszu. Dzień później, z powodu obaw, żona dzwoniła, jak tam córa aklimatyzuje się po chorobie ?Pani dyrektor ... ledwo odpowiada. Skarży się na zapalenie krtani. Żona pyta czy już była u lekarza, na co Szanowna Pani - "właśnie się będę wybierać". Efekt wiadomy, od środy żłobek się zaczyna wyludniać - dzieci złapały "nie wiadomo skąd" zapalenie krtani. Nasza padła w czwartek. Jeszcze dobrze nie zaleczony wirus, mamy następny. Kolejny weekend i szybka decyzja - żegnamy ten przybytek wirusów oraz durnoty. I nie chodzi tu o normalny żłobek. Chodzi o bezsensowną pogoń za pieniądzem.
Czy to kasa tak zaślepia ludzi, że nie myślą o problemach dzieci ? Przecież to było proste powiedzieć nowym klientom, że w żłobku szaleje Rota i aby dziecko zacząć przyzwyczajać tydzień później (no tak ale wtedy klienci zaczną coś podejrzewać). Przecież to proste, że jak się ma zakażone gardło, to się nie przychodzi do pracy, aby nie zarażać innych (no tak, ale wtedy komuś trzeba dodatkowo zapłacić). Chyba, że umowa jest skonstruowana tak, że nie zależnie czy dziecko jest w żłobku, czy nie ... bulisz 100%(aha i tu mamy ładny zysk). Nie twierdzę, że to spisek, ale sporo ułatwia się życie, jeśli z 30 osób w grupie - widziałem najwięcej na raz 10-cioro dzieci. Kasa leci, a na opiekę wydać nie trzeba. Rozumiem, że każda firma musi zarabiać, ale boli gdy to jest robione kosztem najmłodszych dzieci. Gdyby jeszcze była alternatywa (Ząbki mają 1 żłobek), to zapewne klient byłby inaczej traktowany. Obecnie to żłobek rulez i wychodzą z założenia, że nie ma po co się wysilać.
Moja konkluzja - oprócz sprawdzenia standardów, wyposażenia i kadry - sprawdźcie obowiązkowo stan zdrowotny w żłobku / przedszkolu. Pogadajcie z rodzicami starszych dzieciaków jak to wyglądało w zeszłym roku. Oszczędzicie wiele czasu, snu i sił. Wiadomo, że nie da się uniknąć chorób, ale sprawdź jak się wtedy zachowuje kadra. Jeśli duszą choroby w zarodku - OK, jeśli sami zarażają - to zdecydowanie nie polecam.
Obecnie mamy 4 tydzień chorób, bo naturalnym było, że od najmłodszej zarażały się starsze. Po prostu ostry ferment dzięki chciwości.
Mam tę radość być ojcem trójki wspaniałych córek(7,3,1). Najmłodsza z nich była w żłobku. Zmuszeni sytuacją oddaliśmy ją do prywatnej instytucji, wcześniej ją oglądając etc. Wszystko wyglądało w miarę dobrze - jak to na początkujący żłobek przystało, nie za dużo sprzętów, ale odnowione pomieszczenia, ekipa z werwą.
Po wakacjach uznaliśmy, że dobrym rozwiązaniem będzie oddawanie córy na coraz dłuższy czas do żłobka, aby się stopniowo aklimatyzowała. Pierwszy dzień tylko 1 h, potem 3h i w piątek cały dzień. Oczywiście nie obyło się bez płaczu. Dziecko zaczęło oponować, ale każdy kto oddawał dziecko do przedszkola lub żłobka wie, że tak musi być. Trzeba to przetrwać i nie zaogniać długimi pożegnaniami. Tak więc odnośnie rozstań, chyba sobie poradziliśmy. W piątek po południu, wszystko się zaczęło. Wymioty, osłabienie - dzieciak po prostu lał się przez ręce. Ponieważ to trzecie dziecko - objawy znane - decyzja wirus Rota. Ważne aby piła. Męczarnie, nie przespane noce i we wtorek dziecko wraca do żłobka. Żona na skraju wyczerpania, bo 1,5 roczne dziecko nie za wiele mówi i rozumie. Rozmowa z panią dyrektor dlaczego nas nie było w poniedziałek i informacja .... ,że to nic dziwnego, bo w zeszłym tygodniu wszyscy w żłobku chorowali. Jak siekierą przez łeb, ale wtedy nic jeszcze do mnie nie dotarło. Zadowolony, że udało mi się dostać w mocno obleganym żłobku, puściłem informację koło uszu. Dzień później, z powodu obaw, żona dzwoniła, jak tam córa aklimatyzuje się po chorobie ?Pani dyrektor ... ledwo odpowiada. Skarży się na zapalenie krtani. Żona pyta czy już była u lekarza, na co Szanowna Pani - "właśnie się będę wybierać". Efekt wiadomy, od środy żłobek się zaczyna wyludniać - dzieci złapały "nie wiadomo skąd" zapalenie krtani. Nasza padła w czwartek. Jeszcze dobrze nie zaleczony wirus, mamy następny. Kolejny weekend i szybka decyzja - żegnamy ten przybytek wirusów oraz durnoty. I nie chodzi tu o normalny żłobek. Chodzi o bezsensowną pogoń za pieniądzem.
Czy to kasa tak zaślepia ludzi, że nie myślą o problemach dzieci ? Przecież to było proste powiedzieć nowym klientom, że w żłobku szaleje Rota i aby dziecko zacząć przyzwyczajać tydzień później (no tak ale wtedy klienci zaczną coś podejrzewać). Przecież to proste, że jak się ma zakażone gardło, to się nie przychodzi do pracy, aby nie zarażać innych (no tak, ale wtedy komuś trzeba dodatkowo zapłacić). Chyba, że umowa jest skonstruowana tak, że nie zależnie czy dziecko jest w żłobku, czy nie ... bulisz 100%(aha i tu mamy ładny zysk). Nie twierdzę, że to spisek, ale sporo ułatwia się życie, jeśli z 30 osób w grupie - widziałem najwięcej na raz 10-cioro dzieci. Kasa leci, a na opiekę wydać nie trzeba. Rozumiem, że każda firma musi zarabiać, ale boli gdy to jest robione kosztem najmłodszych dzieci. Gdyby jeszcze była alternatywa (Ząbki mają 1 żłobek), to zapewne klient byłby inaczej traktowany. Obecnie to żłobek rulez i wychodzą z założenia, że nie ma po co się wysilać.
Moja konkluzja - oprócz sprawdzenia standardów, wyposażenia i kadry - sprawdźcie obowiązkowo stan zdrowotny w żłobku / przedszkolu. Pogadajcie z rodzicami starszych dzieciaków jak to wyglądało w zeszłym roku. Oszczędzicie wiele czasu, snu i sił. Wiadomo, że nie da się uniknąć chorób, ale sprawdź jak się wtedy zachowuje kadra. Jeśli duszą choroby w zarodku - OK, jeśli sami zarażają - to zdecydowanie nie polecam.
Obecnie mamy 4 tydzień chorób, bo naturalnym było, że od najmłodszej zarażały się starsze. Po prostu ostry ferment dzięki chciwości.
czwartek, 11 września 2008
Ubuntu 386 czy AMD64
Jest wiele kluczowych pytań Linux czy Windows ? Gaz czy prąd ? Od pewnego czasu myślę nad pytaniem Ubuntu w architekturze 386 czy AMD64 ? Oczywiście dylematu nie mają Ci co siedzą na kompie w wersji 386, ale Ci co porwali się na wersje 64 bitowe ? Ja osobiście zrobiłem ten krok i przesiadłem się na AMD64 (czterordzeniowy). I tu zaczęły się moje zabawy z wyborem systemu. Głodny nowinek poszedłem oczywiście po Ubuntu 64 bit i zainstalowałem ... bez problemu. Uradowany zacząłem instalować standardowe oprogramowanie. I tu nastąpiły ostre schody w dół do czeluści piekła. Skype, Java, Avast etc. Część z nich powinno chodzić, część chodzi po alpejskich kombinacjach, część po prostu nie ma w wersji 64.
Moja rada - Ubuntu 386, chyba że jesteś już wygą - wtedy baw się z wersją 64. Osobiście nie miałem na to czasu i po pięknym dłubaniu zainstalowałem Hożą Hawajkę (jak ktoś nie wie co to - to polska wersja standardowego Ubuntu - odchudzona w zbędne rzeczy i wzbogacona podstawowymi kodekami, programami etc).
Pozostaje więc pytanie czy warto zainwestować już w 64 bit architekturę. Wedle mnie - jeśli do zastsowań domowych - to jeszcze nie. Ewidentnie widać, że jesteśmy jeszcze niszą dla twórców oprogramowania. Zysk wydajnościowy też wydaje mi się obecnie nie zauważalny. Mam tylko nadzieję, że przyszłość się zmieni gdy będzie nas (64 bitowców) więcej.
Pozdrawiam ArtLion
Moja rada - Ubuntu 386, chyba że jesteś już wygą - wtedy baw się z wersją 64. Osobiście nie miałem na to czasu i po pięknym dłubaniu zainstalowałem Hożą Hawajkę (jak ktoś nie wie co to - to polska wersja standardowego Ubuntu - odchudzona w zbędne rzeczy i wzbogacona podstawowymi kodekami, programami etc).
Pozostaje więc pytanie czy warto zainwestować już w 64 bit architekturę. Wedle mnie - jeśli do zastsowań domowych - to jeszcze nie. Ewidentnie widać, że jesteśmy jeszcze niszą dla twórców oprogramowania. Zysk wydajnościowy też wydaje mi się obecnie nie zauważalny. Mam tylko nadzieję, że przyszłość się zmieni gdy będzie nas (64 bitowców) więcej.
Pozdrawiam ArtLion
Avast na Ubuntu
Pierwsze pytanie jakie nasuwa się wszystkim to: "Po co ?" Odpowiedź jest dosyć prozaiczna, po to aby nie zarażać innych. Jak jesteśmy chorzy, to nie siedzimy w domu tylko po to aby się wyleczyć, ale również aby nie zarażać innych. Nie bądźmy samolubni - sporo rzeczy jakie przechodzi przez nasz system (linux jak na razie ma z tym problemem względny spokój) trafia zapewne na ... Windows. W domu może mamy wybór, ale w wielu firmach to standard i długo pewnie tak zostanie. Zatem aby czasami sobie (na drugim kompie), czasami znajomym i innym osobom nie zrobić kuku warto zainstalować. Przekonani ? Nie, no to jeszcze jeden argument - Kiedy Linux stanie się popularny wystarczająco dla piszących wirusy ? Ja też nie wiem i nie będę czekał, że długo głaskany i pieszczony system obróci się w ruinę. Dlatego dzisiaj proponuję Wam instalację antywirusa. Dlaczego Avast ? Bo używam go na Windows'ach i tyle. Oczywiście jest poza tym darmowy do zastosowań domowych - "sounds similiar ?"
Link do wersji 386 - tutaj ważna uwaga: każdy z nas instalował wersję Ubuntu z odpowiednią architekturą 386 lub AMD64. Niestety nie znalazłem możliwości zainstalowania tego softu na AMD64 (chociaż właśnie go używam).
Jeśli mamy środowisko GNOME wybierzmy instalator Gdebi-gtk (powinien być domyślny). Po instalacji nie zapomnijcie o rejestracji - jest darmowa dla zastosowań domowych. Przyjdzie e-mail z kodem jaki należy wpisać do zainstalowanego Avast'a. Update programu i bazy wirusów dobrze też za pierwszym razem zrobić ręcznie. Potem system sam o to zadba.
I możemy świętować naszą dobroczynność dla innych spod znaku okien :)
Link do wersji 386 - tutaj ważna uwaga: każdy z nas instalował wersję Ubuntu z odpowiednią architekturą 386 lub AMD64. Niestety nie znalazłem możliwości zainstalowania tego softu na AMD64 (chociaż właśnie go używam).
Jeśli mamy środowisko GNOME wybierzmy instalator Gdebi-gtk (powinien być domyślny). Po instalacji nie zapomnijcie o rejestracji - jest darmowa dla zastosowań domowych. Przyjdzie e-mail z kodem jaki należy wpisać do zainstalowanego Avast'a. Update programu i bazy wirusów dobrze też za pierwszym razem zrobić ręcznie. Potem system sam o to zadba.
I możemy świętować naszą dobroczynność dla innych spod znaku okien :)
Ubuntu - tips 2
Dzisiaj mam płodny dzień - ciekawe jak często będą :)
Ale do rzeczy - prosty i ciekawy tips: Przyśpieszanie uruchamiania aplikacji. Brzmi kapitalnie i ... kapitalnie działa. Ale od razu uprzedzam - soft po zainstalowaniu musi trochę pochodzić, bo po prostu się uczy co i jak często odpalamy. Potem, na szczerze mówiąc mało mi znanych zasadach (pewnie jakiś cache) ładuje aplikacje zanim je fizycznie uruchomimy. Powoduje to oczywiście u użytkownika wrażenie, że aplikacja pojawiła się "od ręki". Instalacja to po prostu uruchomienie instalacji pakietu w terminalu :
Ale do rzeczy - prosty i ciekawy tips: Przyśpieszanie uruchamiania aplikacji. Brzmi kapitalnie i ... kapitalnie działa. Ale od razu uprzedzam - soft po zainstalowaniu musi trochę pochodzić, bo po prostu się uczy co i jak często odpalamy. Potem, na szczerze mówiąc mało mi znanych zasadach (pewnie jakiś cache) ładuje aplikacje zanim je fizycznie uruchomimy. Powoduje to oczywiście u użytkownika wrażenie, że aplikacja pojawiła się "od ręki". Instalacja to po prostu uruchomienie instalacji pakietu w terminalu :
sudo aptitude install preload
I to już wszystko - program teraz musi się trochę pouczyć i na pewno zauważycie efekty po pewnym czasie. Ja je widzę głównie na aplikacji pocztowej (Thunderbird) i www (Firefox), przecież to chodzi cały czas.
Ubuntu - tips 1
Witam Ubuntowiczów,
Tak uległem fascynacji tym systemem na fali ogólnego zainteresowania. Miałem do czynienia z Linuxami już wcześniej (Debian, Mandriva, Aurox, RedHat i inne) ale zawsze kończyło się to fatalnym znużeniem i zniechęceniem. Powód - dłubanie na niskim poziomie aby coś zaczęło chodzić. Ubuntu jest dla mnie pierwszym systemem, który ... jakoś sobie z większością rzeczy poradził. I żeby nie było, że jest łatwo - im dalej w las tym drzewa gęściej rosną.
Ale do rzeczy - jak tytuł wskazuje będzie TIPS dla mnie ciekawy z którym się chcę z Wami podzielić. Do tej pory o tym nie wiedziałem i nawet nie słyszałem, zatem pewnie nie jestem sam. Chodzi o uaktualnienie driverów do urządzeń. Prosta komenda, która może ułatwić sporo, bo aktualizuję bazę urządzeń PCI. Należy w oknie terminala wpisać komendę :
sudo update-pciids
Jak widać zaciągamy z bazy dane, które wykonują poprawkę zapisów w naszym ubunciaku. Mam nadzieję, że to pomoże Wam czasami z rozpoznaniem urządzeń lub poprawą działania driverów. Ja osobiście przeżywam notoryczne problemy z drukarką Konica Minolta Magicolor 2400 w oraz HP Laserjet 1000w. Zobaczymy, może opiszę jak sobie z nimi radzę ... jak sobie poradzę :)
Tak uległem fascynacji tym systemem na fali ogólnego zainteresowania. Miałem do czynienia z Linuxami już wcześniej (Debian, Mandriva, Aurox, RedHat i inne) ale zawsze kończyło się to fatalnym znużeniem i zniechęceniem. Powód - dłubanie na niskim poziomie aby coś zaczęło chodzić. Ubuntu jest dla mnie pierwszym systemem, który ... jakoś sobie z większością rzeczy poradził. I żeby nie było, że jest łatwo - im dalej w las tym drzewa gęściej rosną.
Ale do rzeczy - jak tytuł wskazuje będzie TIPS dla mnie ciekawy z którym się chcę z Wami podzielić. Do tej pory o tym nie wiedziałem i nawet nie słyszałem, zatem pewnie nie jestem sam. Chodzi o uaktualnienie driverów do urządzeń. Prosta komenda, która może ułatwić sporo, bo aktualizuję bazę urządzeń PCI. Należy w oknie terminala wpisać komendę :
sudo update-pciids
Jak widać zaciągamy z bazy dane, które wykonują poprawkę zapisów w naszym ubunciaku. Mam nadzieję, że to pomoże Wam czasami z rozpoznaniem urządzeń lub poprawą działania driverów. Ja osobiście przeżywam notoryczne problemy z drukarką Konica Minolta Magicolor 2400 w oraz HP Laserjet 1000w. Zobaczymy, może opiszę jak sobie z nimi radzę ... jak sobie poradzę :)
Początki są zawsze trudne ...
Witam,
To jest mój pierwszy blog w życiu, zatem z góry wybaczcie za błędy, niedopatrzenia i problemy. Początki są zawsze trudne, więc miejcie wyrozumiałość.
A teraz do rzeczy, bo każdy czytający blogi po prostu szuka jakichś informacji.
Na początek troszkę o Sobie, bo pomimo tego, że internet jest anonimowy - to fajnie wiedzieć z kim ma się do czynienia. Mam obecnie 34 lata, mam żonę i trójkę wspaniałych córek - ktoś kiedyś powiedział, że informatykom się synowie nie rodzą - ciekawe ile w tym prawdy ;) Żyję w Polsce, w podwarszawskim miasteczku Ząbki. Pracuję w firmie telekomunikacyjnej, prowadzę własną działalność gospodarczą - ogólnie jestem dosyć zajętym facetem, zatem Blog pewnie będzie rósł dosyć nie regularnie. Mam kilka zainteresowań, z których chyba najważniejszym jest szeroko pojęta informatyka i technologia. Ponieważ to nie ma być blog na jeden temat, ale co mi tam się chce, więc znajdziecie tu mam nadzieję każdy coś dla Siebie. Ostatnio najważniejszy jest ... Ubuntu :) więc od niego pewnie zacznę.
Pozdrawiam wszystkich i zabieram się do skrobania.
To jest mój pierwszy blog w życiu, zatem z góry wybaczcie za błędy, niedopatrzenia i problemy. Początki są zawsze trudne, więc miejcie wyrozumiałość.
A teraz do rzeczy, bo każdy czytający blogi po prostu szuka jakichś informacji.
Na początek troszkę o Sobie, bo pomimo tego, że internet jest anonimowy - to fajnie wiedzieć z kim ma się do czynienia. Mam obecnie 34 lata, mam żonę i trójkę wspaniałych córek - ktoś kiedyś powiedział, że informatykom się synowie nie rodzą - ciekawe ile w tym prawdy ;) Żyję w Polsce, w podwarszawskim miasteczku Ząbki. Pracuję w firmie telekomunikacyjnej, prowadzę własną działalność gospodarczą - ogólnie jestem dosyć zajętym facetem, zatem Blog pewnie będzie rósł dosyć nie regularnie. Mam kilka zainteresowań, z których chyba najważniejszym jest szeroko pojęta informatyka i technologia. Ponieważ to nie ma być blog na jeden temat, ale co mi tam się chce, więc znajdziecie tu mam nadzieję każdy coś dla Siebie. Ostatnio najważniejszy jest ... Ubuntu :) więc od niego pewnie zacznę.
Pozdrawiam wszystkich i zabieram się do skrobania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)